//Wyczuwam radość.
Skarcony wzrokiem przez starszego nieco się speszyłem. Nie trwało to oczywiście długo, gdyż zwyczajnie przyjąłem do wiadomości, iż nasze reakcje na trudne sytuacje się nieco różnią.
Zaproponowałem pomysł, który został zaakceptowany i pozytywnie rozpatrzony. Uśmiechnąłem się szeroko do siebie i do niego.
Już po chwili szarpania, udało nam się skonstruować prowizoryczne schody do nieba z ławek i krzeseł.
Automatycznie przepuściłem starszego przodem, ja nie miałbym już sił na otworzenie okna.
-Nie sądzę żebyśmy mieli specjalny wybór.-powiedziałem z przekąsem i posłałem przyjacielowi wyszczerz otuchy. Przesłałem mu mentalnie odwagę.
Z niepokojem i przestrachem obserwowałem jego skok, i choć samej końcówki nie zobaczyłem to wnioskując po tym, że nie słyszałem, ni krzyków ni płaczów to Est jest cały, żywy, no i jako tako zdrowy.
-Eh, moja kolej.-westchnąłem cicho.
Powoli i uważnie stawiałem nogi wdrapując się na budowlę. Podobnie, jak towarzysz stanąłem tuż przy krawędzi. Spojrzałem w dół. Niby trochę daleko, ale w sumie to może zwyczajnie ja jestem zbyt krótki. Kiedy będę dorosłym koniem i tu przyjdę okaże się, że parapet nie sięga mi nawet do kłębu.
Czaiłem się do skoku, jak kot. Zadnie nogi zbliżyły się maksymalnie do skraju, zaparły się mocno a przednie, korzystając z chropowatości ściany, opierały się o nią.
W końcu, nie myśląc długo wybiłem się mocno do przodu, by podczas lądowanie nie obciążyć nadmiernie zmarzniętych pęcin.
Leciałem, z deka niedokładną trajektorią, ale jakoś to szło.
Mój pierwszy skok z wysoka zakończyłem w brzydkim stylu.
Niby wszystko ok, ale ułamek sekundy po tym, jak kopyta dotknęły mokrej ziemi nadgarstki mi się zgięły. Przejechałem więc na nich pchany przez bezwładność. Łeb uniosłem gwałtownie i wysoko.
Zatrzymawszy się powstałem z nadgarstkowego ukłonu.
Popatrzyłem zadowolony na stojącego obok kumpla.
-Tak, dobre stwierdzenie.-zaśmiałem się teraz z wyczuwalną ulgą. W końcu nie groziło nam utonięcie.
Podczas gdy on podziwiał niebo, ja wytrzepałem się najlepiej jak umiałem.
Przyjrzałem się oknom z sali od geografii. Z perspektywy stojącego na parapecie źreba wydawały się być dużo wyżej.
Z/T