Karsin
Karsin
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Karsin


 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Gdzie jest mała słodka Kiki?

Go down 
AutorWiadomość
Kikimora
Szeregowy
Kikimora



Gdzie jest mała słodka Kiki? Empty
PisanieTemat: Gdzie jest mała słodka Kiki?   Gdzie jest mała słodka Kiki? EmptyPon Lip 01, 2019 4:44 pm

Imię: Kikimora
Płeć: klacz
Wiek: 4 lata
Stado: Krwawej Zemsty

Wygląd: Wielu niezorientowanym może skojarzyć się bardziej z ogierem niż klaczą. Harmonijna i jednocześnie zwarta budowa dodają ciężaru dużej sylwetce. Długie nogi są dobrze umięśnione, zakończone nieco zaniedbanymi, mleczno-białymi szczotkami. Tylko ta na lewej przedniej nodze jest w większości czarna z białym znaczeniem przy stawie. Od szczytu głowy ciągnie się biała pręga i ogarnia chrapy oraz pysk. Czarna grzywa jest gęsta, ale nie za długa, podobnie jak ogon. Sam tułów ma kolor ciemno-gniady. Klacz wygląda raczej dobrze, choć nie przywiązuje przesadnej uwagi do pielęgnacji sierści. Nosi się może nie tyle dumnie, co z dużą pewnością siebie. Prezentuje się poważnie, nie jest w żadnym razie znudzona życiem, ale zdecydowanie obojętna na to, co nie dotyczy jej oraz jej interesów. Chłodne spojrzenie wygląda bardziej jakby oceniała przydatność rzeczy, niż patrzyła na jednego ze swoich. Jej głos, choć przyjemnej barwy, rzadko przybiera ciepłe tony.

Charakter: Z całą pewnością samolubna, pierwsza osoba, o jakiej myśli, to ona, cała reszta jest het daleko w tyle. Uważa, że każdy powinien dbać o siebie, a nie oczekiwać, że inni zaczną wokół niego skakać, bo ten nie radzi sobie z życiem. Jak sobie nie radzi, to jest na to prosty sposób, a wtedy więcej dla niej. Szczerze nienawidzi wszelkich źrebaków, zapewne zbyt mocno przypominają jej ją samą, gdy była mała. Nie lubi również ludzi, ale zdążyła się nauczyć, że nie wszyscy są tacy sami. I nie wszystkie konie są takie same, przez co przy każdej nowej znajomości zachowuje pewien dystans, trochę nawet podszyty lekceważeniem. Ciężko jej zaimponować, Kiki nie ocenia innych po okładce, ale okładkę wykorzystuje do wnioskowania o umiejętnościach. Jest śmiała i odważna, nigdy nie okazuje strachu, nawet jeśli faktycznie go czuje. Respekt jest zarezerwowany dla nielicznych, szacunek… może ktoś sobie zasłuży. Jej cel życiowy jest dość prosty - znaleźć lub zbudować miejsce, gdzie będzie się czuć dobrze, gdzie wszystko będzie mieć pod kontrolą. Nie lubi, kiedy rzeczy zaczynają biec swoimi torami, to zwykle, prędzej czy później, oznacza kłopoty. Sama nie jest przesądna, ale gdzieś z tyłu głowy zdążyło zakorzenić się to jedno stwierdzenie - przynosisz śmierć.

Historia: Urodzona wśród ludzi na niewielkiej farmie. Ich właścicielem był Samuel Caoulthon, wdowiec po pięknej i dobrze ułożonej Mirriam z domu Boulgoben'ów. Był to człek uparty i surowy, ale też z wszech miar zabobonny. Jak każdy szanujący się farmer znał wszystkich we wsi i, jak każdy, miał swoich dozgonnych przyjaciół i śmiertelnych wrogów. Samuel miał się za szczęśliwca, kiedy wraz z młodą żoną wprowadził się do Criston Shire, tym bardziej, gdy na targach ubił doskonały interes, kupując dobrego konia za trzy ćwiercie ceny i tym samym zabierając go sprzed nosa zadufanej babie, której szczerze nienawidził od pierwszego wejrzenia. Ta to baba poprzysięgła się na wszystkie diabły, że Caoulthon tego pożałuje i dorzuciła kilka innych klątw zza płotu, ale tychże nie było ani widać ani słychać.
- Koniiik! - Cienki pisk przewiercił jej receptory słuchowe, aż potrząsnęła drobną główką.
- To klaczka - zabrzmiał drugi, basowy głos. - Możesz ją nazwać...
Ledwo zdążyła się obejrzeć, w przejściu, które otworzyło się w dziurawej ścianie pojawiło się nie wyższe od niej dwunożne stworzenie. Chciała się cofnąć, ale to coś dobiegło szybciej i chwyciło ją za szyję. Pisnęła cicho, ale po namyśle stwierdziła, że nic strasznego chyba się nie dzieje, nawet matka tylko zerkała czujnie.
- Kiki! - pisnęła ponownie istotka, aż oczka jej się zaświeciły. Zaraz też ucapiła drobnymi łapkami jej uszy i zaczęła wyciągać na boki. - Kiii-kiiiii!
Tego już było za wiele. Parsknęła wściekle i bryknęła z całych sił, przewracając uporczywe stworzenie. Odskoczyła szybko i skryła się za matczyną nogą. Czując na karku ciepłe powietrze z jej chrap, ciekawsko przyglądała się kolejnej scence. Oto małe dwunożne siedziało na ziemi i zawodziło gorzej niż wcześniej, zaś dwoje dużych zaczęło skakać wokół niego. Nie, wróć, właściwie jedno duże, to które brzmiało łagodniej, bo drugie zaraz zaczęło burczeć basem w jej stronę. Zastrzygła uszami.
- Musisz na nią uważać, Kiki - rzuciła matka, jednak jej ton głosu był dość… obojętny? Chyba nie przejmowała się aż tak jak reszta. W zasadzie ona też nie, przecież temu małemu nic się nie stało.
Mijały tygodnie, Kiki zdążyła poznać wszelkich domowników bardzo dobrze. Lubiła panią Mirriam, była dla nich zawsze bardzo miła i troskliwa, zawsze też miała przy sobie coś dobrego, ale to był sekret, bo pan Caoulthon krzyczał, że rozpieszcza zwierzęta, a te są do pracy. Nie miała też nic przeciwko Emmy, póki nie zbliżyła się zanadto, ale gonitwa po podwórku zdawała się cieszyć dziewczynkę równie bardzo. Lubiła też psa gospodarza, starego Heera, któremu już nawet wron gonić się nie chciało i robił to tylko, jak ktoś patrzył. Samego pana Caoulthon'a natomiast prawie żadne zwierzę nie lubiło, tolerowały go ze względu na przymus, ale żadne by za nim nie tęskniło. Zwłaszcza potem. Minęły trzy miesiące odkąd po raz pierwszy zobaczyła świat, a w domu wydarzyły się nowe rzeczy. Zrobiło się jakieś poruszenie, jakoś tak wszyscy byli niespokojni i przygnębieni jednocześnie.
- Kiedy wróci pani Mirriam? - Zastrzygła uszami w stronę zabudowy.
- Nie wróci.
- Dlaczego? - Kiki zadarła łebek na matkę.
- Ponieważ nie żyje. Umarła.
- Czyli co? - Obróciła się do niej i przekręciła główkę w bok. - Jak to się robi "nie życie"?
Klacz spojrzała na nią i westchnęła cicho.
- Chodź. - Niespiesznie skierowała się ku tylnej ścianie stajni. - Pamiętasz szczura?
Skinęła głową.
- Samuel rozłożył truciznę. - Matka zatrzymała się i wskazała pyskiem kupkę futra przy starym kole. - Przez nią szczur umarł.
Kiki otwarła szerzej oczy i już chciała podejść, ale poczuła mocne pociągnięcie za grzywę.
- Nie rusz - ostrzegła. - Można się zarazić.
- Nieżyciem?
- Chorobą. Śmierć jest efektem nieleczonej choroby. - Klacz chwyciła patyk i szturchnęła nim małe ciałko parę razy. - On już nic nie czuje, nic nie wie, jego już tu nie ma. Zostało tylko puste ciało, które rozłoży się jak zepsute jabłko albo wyschnie na słońcu jak słoma.
- Czemu on go unieżycił?
- Zabił - poprawiła i zawróciła na pastwisko. - Bo był szkodnikiem.
- Samuel?
- Nie, szczur.
Niedługo potem rozchorowała się panienka Emmy i musiała wyjechać z dziadkami w "lepszy klimat". Kiki spytała matkę, co to jest "klimat" i dlaczego ten ich był zły. Dowiedziała się przy tym, że świat jest o wiele większy niż zagroda i to, co widać poza nią, ale podobno nie opłacało się nim interesować. Miała o tym inne zdanie.
Nie minęło wiele czasu jak zdechł Heer, pierwsze mrozy wykończyły jego płuca. To był kolejny cios dla gospodarza, który od śmierci żony postępowo i systematycznie gnuśniał.
Nie było tajemnicą, że Samuel bił konia, nie było to też jednak przestępstwem i wyjątkiem, toteż innym pozostawało rzucać krzywe spojrzenia i puszczać plotki w nadziei, że może wykurzą go z okolicy. Kiki zwykle uchodziło na sucho, póki ten się nie spił, wtedy łaził po obejściu i wymyślał na wszystko i wszystkich. Była już podrostkiem i miałą włąsny kojec. Wróciła tam wcześniej, by podebrać matce trochę owsa i wtedy właśnie na nią wpadł. Nieznośny świst krzywo trzymanego batu zagłuszył bełkotliwe bluzgi, tuż po nim pojawił się ostry ból. Nie umiała go do niczego przyrównać, ale był po stokroć gorszy niż wtedy, gdy skaleczyła się kawałkiem szyby. Odwróciła się z rżeniem i lękiem w ciemnych oczach i nagle to do niej dotarło. Ten człowiek wcale nie był wiele wyższy od niej samej.
Odskoczyła przed kolejnym uderzeniem, a bat zaplątał się o słupek. To był odruch, nawet nie wiedziała, że go ma; stanęła dęba i z całej siły zasadziła mu kopniaka w pierś. Zachwiał się i upadł, jęcząc, a klaczka odwróciła się i kopnęła tyłami. Przestał jęczeć.
Odwróciła się powoli. Ze szkarłatnych plam pozostawionych przez własne kopyto czujnie przeniosła wzrok na leżącego mężczyznę. Pod nim również była plama, dokładniej pod głową. Rosła.
- Kiki! - Matka wbiegła do stajni i stanęła, z przerażeniem wpatrując się w obraz przed sobą. - Co… ty…
- Chciał mnie skrzywdzić - odparła spokojnie, śledząc wzrokiem krawędź kałuży krwi.
- Coś ty zrobiła?! 0 Klacz dopadła do niej i przygięła zębami do ziemi. - Głupia!
- M-mamo! - pisnęła zaskoczona.
- Był twoim panem! Miałaś go słuchać!
- A ty byś słuchała? Takiego? - Wywinęła się, by spojrzeć na nią. - Chciał mnie skrzywdzić! Nie obchodzi cię to?
- Nie! - Stuknęła kopytem.
- J-jak możesz… - Cofnęła się do boksu.
- To dzięki niemu żyjesz, on cię chciał, nie ja! I teraz Samuel miał rację, przeklęta, to wszystko twoja wina. Póki się nie zjawiłaś, było dobrze. Ty mu wszystko zabrałaś. Wszystko! Przynosisz śmierć... Demon! Potwór! Parszywa Kikimora! Wie…
Nie dokończyła uciszona nagłym kopnięciem w pysk.
Kiedy tylko jej przednie nogi znów znalazły oparcie, Kiki wybiegła z boksu, omal nie potknęła się o trupa i wyleciała na pastwisko.
- Wracaj! - Usłyszała tylko za sobą, po czym zgrabnie przesadziła ostatni płot.
***
Ogier spojrzał na uciekającego, kulejącego psa i znów na młódkę.
- Więc mówisz, że jak się nazywasz?
Milczała chwilę.
- Kikimora.
***
Do Karsin trafiła zaledwie przed paroma dniami, podążając za wytycznymi pewnego starego konia, jednej z niewielu osób w swym stadzie, której naprawdę była skłonna posłuchać.
Powrót do góry Go down
 
Gdzie jest mała słodka Kiki?
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Victoria ~ nieśmiała i słodka
» Mała izolatka
» Mała penetracja Karsin :))
» Czas na małą Apokalipsę

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Karsin :: O Bohaterach :: Karty Postaci :: Krwawa Zemsta-
Skocz do: